AktualnościGazeta BabickaKulturaZ życia gminy

Być sobą – wywiad z Piotrem Iwanickim wielokrotnym mistrzem świata

Mimo trudności, nigdy się nie poddaje. Jest najbardziej znanym w świecie tancerzem na wózku, wielokrotnym mistrzem świata, a także trenerem i nauczycielem. To przykład, że mimo przeciwności losu można odnosić sukcesy i przy dźwiękach gorącego latino realizować swój plan na życie. W rytmie cza-cza podróżuje po całym świecie, pokazując ludziom, jak radzić sobie z wyzwaniami i ucząc innych, jak wykorzystać swoje talenty. Bo z wieloma podobnymi problemami zmagamy się wszyscy, bez względu na warunki fizyczne – te problemy najczęściej siedzą w naszej głowie. O to, jak przemierza świat i jaka była jego droga do sukcesu, zapytaliśmy niesamowitego mieszkańca naszej gminy (Klaudyna) – Piotra Iwanickiego.

Gazeta Babicka: Piotrze, jesteś tancerzem, trenerem, nauczycielem. Od kiedy tańczysz?
Piotr Iwanicki: Tańczę na wózku od 15. roku życia, zacząłem, będąc jeszcze w liceum, w 1999 roku.

GB: Czy, zanim odkryłeś taniec, byłeś sportowcem w innych dziedzinach?
PI: Od zawsze wiedziałem, że chcę uprawiać jakiś sport. Od dziecka byłem aktywny i chciałem się rozwijać. Próbowałem wielu dyscyplin, ale nie mogłem się zdecydować, czy to miałaby być gra w kosza, w tenisa ziemnego czy może udział w maratonach. Miałem możliwość próbować wielu sportów dzięki obozom organizowanym przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji „FAR”, które odbywały się w Spale. Jeździłem tam już od 8. roku życia. Na obozach były głównie zajęcia przygotowujące do samodzielności, uczono nas m.in. jak radzić sobie z wózkiem, ze schodami, z krawężnikami, na zakupach, otwierać drzwi, ale wprowadzono też bardzo wiele sportów.

GB: Tam też odkryłeś swój nauczycielski talent
PI: Gdy miałem 8-9 lat, na obozy jeździłem jako uczestnik, ale bardzo szybko okazało się, że doskonale radzę sobie z obsługą wózka i już w wieku 11 lat zaproszono mnie do tego, abym został instruktorem jazdy na wózku. Tu pojawiła się inna trudność – jak, mając 11 lat, nauczać innych. No i chyba dzięki temu właśnie, że tak wcześnie zacząłem współpracować z ludźmi, miałem z nimi bardzo dobry kontakt, szybko zobaczyłem, że ludzie są różni i należy się z nimi komunikować w różny sposób. Należało wypracować sobie technikę, która pozwalała dotrzeć do różnych ludzi i przekazać im tę wiedzę tak, żeby ją przyjęli. Myślę, że te doświadczenia już wtedy budowały mój charakter, dzięki czemu nie mam teraz żadnych problemów z kontaktem z ludźmi.

GB: Widzę człowieka otwartego, odważnego, pełnego charyzmy.
PI: Myślę, że to właśnie te obozy mnie ukształtowały. Od najmłodszych lat, byłem wrzucany na głęboką wodę: w przenośni i dosłownie. W wieku 13-14 lat nauczyłem się pływać. Pamiętam instruktora pływania, który nie wszedł ze mną ani razu do wody. Świetnie się komunikowaliśmy, a instruktor miał do mnie zaufanie i pewność, że będę wykonywał dobrze jego polecenia i tak było. O mały włos trafiłbym do kadry narodowej w pływaniu, jednak los chciał inaczej. Myślę, że to zapoczątkowało moje poszukiwania i sprawiło, że odnalazłem taniec.

GB: Jak to się stało, że zwróciłeś uwagę właśnie na taniec?
PI: O tańcu na wózku usłyszałem po raz pierwszy w serwisie wózków, w którym naprawiałem swój sprzęt. Pani z obsługi, która dobrze znała moje zacięcie do sportu, opowiedziała mi o tej dyscyplinie sportu. Od razu oczy mi się zaświeciły, bo uwielbiałem tańczyć, często bywałem na dyskotekach. Otrzymałem więc kontakt i pojechałem na pierwszy trening. Trener od razu zobaczył we mnie potencjał, bo bardzo szybko obracałem się na wózku. Dla mnie to było normalne, nauczyłem się tego na dyskotekach. Moi trenerzy byli aktywnymi zawodowo tancerzami, mieli szkołę tańca w Łomiankach, szkolili się w Anglii. To oni zobaczyli, że istnieje coś takiego jak taniec na wózku. Zetknęli się z nim w Holandii, bo to tutaj ma swój początek ta dyscyplina sportu. Oni pierwsi zaczęli wiązać niepełnosprawnych w pary z osobami sprawnymi. To był 1997 rok i nie mieliśmy wtedy jeszcze wielu takich par tanecznych.

GB: W jakiej kategorii tańczysz?
PI: W tańcu na wózkach mamy takie same kategorie, jak w tańcu towarzyskim: standardowe i latynoamerykańskie. Ja tańczę latino. Szybsze rytmy zawsze bardziej mnie pociągały. Jeśli chodzi o pary, to mamy kategorię Combi – czyli kombinacja osoba sprawna i niepełnosprawna, oraz Duo – dwie osoby na wózkach.

GB: Wspomniałeś o dyskotekach, opowiedz proszę o swoich szkolnych czasach.
PI: Dorastałem się w środowisku osób sprawnych. Byłem wychowywany zupełnie normalnie i w poczuciu odpowiedzialności za obowiązki domowe; chodziłem do sklepu, wyrzucałem śmieci, to była taka szkoła życia. Jest to ogromna zasługa moich rodziców, którzy od początku posłali mnie do zwykłych szkół, nieintegracyjnych. Zarówno w szkole podstawowej, jak i liceum, byłem jedyną osobą na wózku. A szkoły nie były wówczas dostosowane do potrzeb osób ze specjalnymi potrzebami – miały wiele barier. W dzieciństwie nie miałem w ogóle poczucia, że jestem inny, dopiero pierwsze przemyślenia i obserwacje nadeszły gdy miałem około 12 lat. Wtedy dotarło do mnie, że różnię się od kolegów i że nie do końca mogę tak spontanicznie robić to, co inni. Pomimo to miałem świetną paczkę znajomych, chodziliśmy na imprezy i szkolne dyskoteki, gdzie zawsze dużo tańczyłem.

GB: Czy odczuwasz jakieś podziały między osobami sprawnymi i niepełnosprawnymi?
PI: Podziały są tylko w naszych głowach. Zasługą moich rodziców było posłanie mnie do zwykłych szkół, nieintegracyjnych. Liceum nie było dostosowane do osób na wózkach, a jednak udało się. Wchodziłem po schodach, na drugie piętro, w butach ortopedycznych. Koledzy wnosili mój wózek.

GB: To również szczęście dla kolegów, że byłeś z nimi w klasie.
PI: Myślę, że miało to na nich duży wpływ. Moja klasa na koniec okazała się najlepsza w szkole, jeśli chodzi o ludzi, o ich charaktery, zachowanie w klasie. Nauczyciele mówili, że ta klasa to bardzo wyrozumiali i pomocni młodzi ludzie. Obie strony miały z tego korzyści: oni uczyli się integracji, pomocy mi, a ja uczyłem się być w środowisku osób sprawnych. W szkole podstawowej i w liceum byłem jedynym niepełnosprawnym w szkole. Więcej znajomych zawsze miałem wśród osób sprawnych.

GB: Wcześnie się usamodzielniłeś. Czy twoja otwartość i odwaga miały źródło w domu, w wychowaniu?
PI: Tak, to była intuicja moich rodziców, bo w rodzinie nie było wcześniej osoby niepełnosprawnej. Jestem za to wychowanie bardzo im wdzięczny. Obserwuję czasem rodziców innych osób niepełnosprawnych i widzę nadmierne opiekowanie się, które oczywiście wynika z ogromnej miłości, ale jednak nie służy niczemu dobremu. Obserwuję to i w Polsce, i w Stanach Zjednoczonych, w których często bywam. Rodzice osób dorosłych kupują im wózki nieaktywne, czyli takie z rączkami, które można prowadzić. Ja mam lekki wózek aktywny, który obsługuję zupełnie sam i nie ma tu nawet możliwości, aby ktoś mi ten wózek pchał. Miałem okazję prowadzić w Stanach warsztaty dla rodziców i osób niepełnosprawnych dotyczące właśnie obsługi wózka aktywnego. Dla mnie jest to nie do pomyślenia, że osoby które mogłyby bardziej się usamodzielnić, korzystają nadal z ciężkich wózków, które musi prowadzić ktoś inny.

GB: Jesteś niezwykle utytułowanym tancerzem. Jakie jest twoje największe osiągnięcie w tańcu?
PI: To jest właśnie moje największe osiągnięcie, że do dzisiaj jestem najbardziej utytułowanym tancerzem i jeszcze nikomu nie udało się przeskoczyć tej granicy. Od 1999 roku wygrałem siedem Mistrzostw Świata z rzędu. Z tym, że odbywają się one co dwa lata i są organizowane na przemian z Mistrzostwami Europy. (Od 2008 do 2011 roku miałem przerwę ze względu na stan zdrowia.) Tak więc od czternastu lat jestem na podium i utrzymuję swoją pozycję. To o tyle istotne, że taniec na wózkach jest w tej chwili na bardzo wysokim poziomie i pary biorące udział w turniejach są świetnymi tancerzami światowej klasy. Oczywiście pierwsze Mistrzostwa Świata były dla mnie też ogromnym sukcesem, ale utrzymanie tytułu jest o wiele trudniejsze. Trudniej się go broni niż zdobywa. Dlatego to jest dla mnie ogromny sukces – utrzymanie mistrzostwa przez tyle lat.

GB: Co czujesz, gdy wygrywasz?
PI: Kiedy wygrywam z orzełkiem na piersi, czuję dumę, że reprezentuję swój kraj – Polskę.

GB: Które Mistrzostwa wspominasz szczególnie?
PI: Teraz, kiedy przecieram kurz z pucharów, to z największym sentymentem i emocjami patrzę na ten z Mistrzostw Polski w 2000 roku, kiedy zaczynałem tańczyć. To były moje pierwsze zawody. Te Mistrzostwa Polski połączone były z turniejem międzynarodowym. Wygrałem wtedy cały turniej – Mistrzostwo Polski i Mistrzostwo Międzynarodowe, co otworzyło mi drogę do udziału w kolejnych międzynarodowych zawodach. Miało to dla mnie tak ogromne znaczenie, ponieważ rok wcześniej, w 1999 roku, odbywały się Mistrzostwa Europy w Atenach, na które nie mogłem pojechać z uwagi na mój bardzo krótki staż. Byłem wtedy młodym chłopakiem, który tańczył dopiero od pół roku i względy regulaminowe nie pozwalały mi na udział. Bardzo tego żałowałem.

GB: Czym jest dla Ciebie taniec? Co Ci daje?
PI: Taniec bardzo wzmocnił mnie psychicznie. To nie do końca jest tylko sport, to także sztuka. Traktuję obie te sfery jako rehabilitację ciała i duszy. Taniec różni się bardzo od innych dyscyplin sportowych, bo nie do końca jest tu tylko rywalizacja sportowa. Tu jest chęć stworzenia dzieła, pokazania efektu swojej pracy. Na turnieju mam tylko półtorej minuty i ani sekundy więcej. W tym czasie muszę pokazać całe swoje dzieło, nad którym pracowałem przez rok. Jest to też doskonała rehabilitacja: mnóstwo ruchu, dynamiki i rozciągania. Pracuje całe ciało, trzeba pamiętać o postawie, i tu czuję wyższość tańca nad innymi dyscyplinami.

GB: Twój talent i pasja zaprowadziły Cię za ocean. Opowiedz, jak trafiłeś do Stanów Zjednoczonych.
PI: To był bardzo ciekawy ciąg wydarzeń i okoliczności. Od początku zależało mi na tym, aby popularyzować taniec na wózku. W Polsce na turniejach hale były puste, przychodziły tylko rodziny tancerzy. Dla porównania, w Holandii, gdzie co roku jeździliśmy na Puchar Świata, hale były zawsze pełne kibiców i obserwatorów. Bardzo chciałem, aby taką popularnością cieszyła się ta dyscyplina w Polsce. No i popularność wzrosła, gdy wprowadzono mieszane turnieje tańca, gdzie pary na wózkach występowały na przemian z parami sprawnymi. Zgromadzeni widzowie mieli większe szanse zobaczyć i poznać nasz taniec. Kolejną okolicznością było to, że mój trener przygotował wykład online na temat sędziowania i oceniania tańca par na wózkach. Ja wystąpiłem wówczas w tym materiale jako model do prezentowania szczegółów sędziowania. Wtedy zobaczyło mnie całe środowisko międzynarodowe. Zaistniałem za pośrednictwem internetu. Dostrzegła mnie też wtedy Marisa, która jest tancerką i choreografem, założyła szkołę tańca w Los Angeles. Znalazła moje filmy na You Tube i na Fb. W 2017 roku zadzwoniła do mnie i zaprosiła do Japonii, do udziału w jej projekcie, gdzie wspólnie ułożyliśmy choreografię i nagraliśmy film. Nasz taniec do utworu Michaela Jacksona „Whatever Happens” można obejrzeć tu:

https://www.youtube.com/watch?v=4IPId89C1aQ.

Od tej pory zacząłem współpracować z Marisą, co dwa miesiące latałem do Stanów, gdzie robiliśmy choreografie, nagrywaliśmy pokazy oraz uczyłem jej uczniów i zajmowałem się osobami niepełnosprawnymi w jej szkole. Doświadczenie baletowe Marisy nie dawało jej wystarczających podstaw, aby uczyć osoby niepełnosprawne, dlatego ja im tłumaczyłem, jak należy działać.

GB: Jak ci się pracowało w Stanach jako trener?
PI: Wprowadziłem tam sporo rygoru i kultury wschodnioeuropejskiej – na sali treningowej ma być cicho. Amerykanie mieli bardzo luźne podejście do dyscypliny: siedzieli w telefonach, nagrywali sobie instastory, a ja to zmieniłem. Początkowo buntowali się, ale później już zaczęło się układać, oni zmienili swoje zachowanie i też chcieli się uczyć. Ja dzięki temu też mogłem się rozwinąć jako tancerz i trener. Występowaliśmy na wielu pokazach dla dużych firm, takich jak: Apple, Facebook, Porsche, Google, Redbull. Skorzystała z tego też szkoła Marisy, bo duże firmy zaczęły ich finansować. Ja również nawiązałem ciekawe relacje biznesowe.

GB: Właśnie widzę, że masz na ręce smartwatcha, który przypomina Ci, że teraz należy się trochę poruszać. Czy używasz go w ramach współpracy z producentem takich urządzeń?
PI: Mam akurat to szczęście, że poznałem Tima Cooka – szefa współpracy z Apple. Spotkaliśmy się w Stanach, na imprezie firmowej. Miałem okazję tańczyć dla nich, kiedy świętowali dzień osób niepełnosprawnych. Duże firmy w Stanach, m.in. Apple, są otwarte na integrację i zatrudniają dużo osób z niepełnosprawnościami. Tim siedział w pierwszym rzędzie. Mieliśmy okazję poznać się, porozmawiać i od tej chwili zostałem całkowicie „przeniesiony” na sprzęty Apple. Ich menadżerowie nie pozwalają mi teraz rozstać się z firmą. Jestem dla nich kimś w rodzaju konsultanta, testuję sprzęty i piszę im, co bym zmienił, co jest potrzebne, a co przydatne. Podziwiam ich: wyprodukowali zegarek, który zanim zacznie liczyć kroki, pyta mnie czy jestem na wózku. To chyba jedyna firma na świecie, która pokazuje innym, jak wychodzić naprzeciw osobom niepełnosprawnym.

GB: Jakie jeszcze masz obserwacje czy doświadczenia ze swoich podróży po świecie?
PI: Pamiętam moje pierwsze Mistrzostwa Świata w Oslo. Bardzo je przeżyłem, bo medale wręczała osobiście księżniczka Norwegii, głowa państwa. Okazało się, że to bardzo przemiła i otwarta osoba. Po turnieju poszła z nami na bankiet, tańczyliśmy i rozmawialiśmy wiele godzin. Było bardzo naturalnie. Za to Mistrzostwa Świata w Japonii były zupełnym przeciwieństwem tych norweskich. Medale wręczał Cesarz Japonii, ale wcześniej poprzedzone było to instruktażem z zachowania wobec cesarza, wokół pełno wojska, ochrony. Mieliśmy zakaz patrzenia na cesarza, a z trybun musieli zniknąć wszyscy ludzie. Zostały tylko osoby, którym wręczane były medale. Wokół panowała cisza. To nie było przyjemne, ale co kraj, to obyczaj.

GB: Świat otworzył przed Tobą swoje wrota…
PI: Tak, poznałem mnóstwo ciekawych osób, z którymi nawiązałem znajomości i zacząłem współpracę. Wśród nich jest taka postać jak Phillip Chbeeb – wspaniały kreator tańca, który ma swój, bardzo unikatowy, styl. Spotkanie z nim miało na mnie duży wpływ. Zapraszam do obejrzenia moich tańców, do których choreografię opracował właśnie Phillip:

„Pliancy”
https://www.youtube.com/watch?v=v7GWyno3Bnw

„Collab”
https://www.youtube.com/watch?v=9V4l_skCIFc&t=32s

Perełką w mojej tanecznej karierze był udział w teledysku Khalida, jednego ze znanych wokalistów. Teledysk można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=aEDULPGIwcg

GB: Gdzie można obejrzeć więcej Twoich występów?
PI: Moje występy taneczne i choreografie można obejrzeć na YouTube. Dla przykładu zaprezentuję:

„Gravity”
https://www.youtube.com/watch?v=v_JiNAK9dY8

„Hip Hip Chin Chin Samba”
https://www.youtube.com/watch?v=gtty0SfNPi0

GB: Czy czujesz się spełniony jako tancerz?
PI: Tak, jako tancerz czuję się spełniony. Miałem trzy partnerki i z każdą zdobyłem Mistrzostwo Świata, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to nie jest tak, że sprawne osoby ciągną „wózkowiczów”, tylko że jest to też moja zasługa. Oczywiście, my na wózkach, musimy równać do sprawnych partnerów. Ja stawiam taniec na pierwszym miejscu. I to jest widać w moim tańcu.

GB: A jako sportowiec?
PI: Sportowo nie jestem jeszcze zupełnie spełniony, marzyłem, żeby taniec został dołączony do listy sportów paraolimpijskich. To było zawsze moim marzeniem – wystąpić na olimpiadzie. Były pogłoski, że taniec na wózkach miał pojawić się w 2000 roku w Sydney w Australii – to byłaby moja wisienka na torcie. Tak się jednak nie stało, ale wprowadzono za to, w mojej ocenie, bardziej nudne dyscypliny – np. curling. Zadaję sobie pytanie: czy osoby, które decydowały o curlingu na olimpiadzie, widziały kiedykolwiek taniec na wózku? (śmiech) Moją rekompensatą była przygoda w Stanach Zjednoczonych.

GB: Jakie nowe cele przed Tobą? Może jeszcze jakiś sport, który jest na paraolimpiadzie?
PI: Tak, myślę o mono narcie. Wprawdzie niezbyt lubię zimę, z powodów praktycznych, ale moja siostra bardzo lubi narty i zawsze nas wyciąga zimą w góry. Taki mam więc cel, że spróbuję tej dyscypliny.

GB: Jak się wspierasz w gorszych chwilach? Co ci pomaga? Jaka myśl Cię prowadzi?
PI: Lubię posłuchać mądrych mówców, poczytać dobrych autorów. Ale gdybym miał określić swoją filozofię życiową, to powiem dwa słowa: „Bądź sobą”. To znaczy – znajdź własny sposób na to, jak sobie poradzić, jak wykonać pewne czynności. Zadbaj o swoje życie i nie bądź tym, kim nie jesteś.

GB: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę, myślę że to jest wspaniała rada i sposób na siebie dla każdego z nas. Życzę Ci realizacji wszystkich planów!

 rozmawiała: Izabela Bek
foto: Archiwum prywatne Piotra Iwanickiego

 

pokaż więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Skip to content